Tej nocy Rosie miała bardzo dziwny sen. W dziwnej, niemodnej sukience z bufiastymi rękawami biegła przez łąkę. Jej nieokiełznane włosy były spięte niedbale na czubku głowy, a w pojedynczych niesfornych kosmykach zadomowiły się motyle.
Rosie, a raczej postać, która zawładnęła jej snem, biegła przez łąkę, nucąc pod nosem melodie przywołujące na myśl koniec lata. Zrywała kwiaty i wplatała we włosy, żeby motyle poczuły się swojsko, skoro już przyszło im zamieszkać w jej bujnej czuprynie.
Usiadła pod wiekowym, rozłożystym drzewem jabłoni i strząsnęła z sukienki pył, który osiadł na niej podczas całodniowych pląsów. Zatopiła się w marzeniach o fiołkowych oczach, wielkiej romantycznej miłości i kasztanowych włosach.
Kiedy postać zasnęła w końcu wśród zielonych muskających jej twarz traw, Rosie obudziła się we własnym pokoju, a sen odpłynął łagodnie pozostawiając po sobie ciepłe wspomnienie pachnącej latem łąki na małej Kanadyjskiej wysepce.
Anne of Avonlea
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz